Mew Cd Kora
Od czasu, gdy byłem małym liskiem jeszcze nigdy nie bawiłem się tak dobrze. Dopadło nas szaleństwo. Skakaliśmy, biegaliśmy, chlapaliśmy nawzajem w siebie wodą z oceanu, śmialiśmy się... Poza lasem nie miałem żadnych przyjaciół. Nawet znajomych. Byłem sam, nie znając nikogo i muszący radzić sobie sam z psami pragnącymi mnie zabić, kotami, z którymi walczyłem o jedzenie ze śmietnika, o terytorium i wiele innych rzeczy. Czasem nawet życie. Zupełnie zapomniałem jak to jest być młodym, bo jakby nie patrzeć miałem na karku już pięć zim. Dopiero po chwili zarejestrowałem, że o coś pytała.
- Przepraszam... Możesz powtórzyć? Zamyśliłem się.
- Pytałam, czy chcesz spać z nami w jaskini, czy gdzieś indziej. - Wyjaśniła. Skierowaliśmy się już w stronę legowiska.
- Mam wykopaną norę... Niedaleko miasta. Jest tam kilka rzeczy, które chciałbym ze sobą zabrać. Może wziąłbym je i przyszedł tutaj? - Zapytałem, właściwie sam siebie.
- Och... Oczywiście, nie pomyślałam, że masz jakieś swoje przedmioty. Jasne, pójdź po nie. Ale nadal nie odpowiedziałeś na moje pytanie...
- Nie wiem, czy bym wam nie przeszkadzał... - zacząłem nieśmiało.
Roześmiała się. Był to czysty, ale nie piskliwy dźwięk. Ładnie się śmiała.
- No co ty. Przecież jesteśmy jednym stadem, prawda?
Uśmiechnąłem się do niej z wdzięcznością.
- Prawda. to ja teraz szybko pobiegnę i zaraz wracam.
- Do zobaczenia. Będę w jaskini - posłała mi uśmiech i już zniknęła w krzakach.
***
Kieruję się w stronę mojego legowiska. Prowadzi do niego skalny tunel, który z czasem się zwęża. Po dwóch minutach wędrówki muszę się schylać i przeciskać gdzieniegdzie w wąskim przesmyku. Idę do przodu.
Wypuszczam powietrze i szybko czołgam się na brzuchu. Gdybym tego nie zrobił raczej bym się nie zmieścił. Zaczyna mi brakować powietrza, ale już po kilku sekundach tunel gwałtownie się rozszerza i wpadam do owalnej komnaty skalnej. Wewnątrz nie ma nic, tylko goła skała. Jaskinia ma powierzchnię mniej więcej metra kwadratowego. Tyle mi wystarcza. Rozglądam się i przypominam sobie, że przecież wszystkie moje rzeczy wyniosłem na lato i zakopałem gdzieś w pobliżu. Problem polega, na tym, że nie wiem gdzie. Wzdycham i z powrotem wciskam się w wąski tunel. Próbuję normalnie oddychać, ale miejsca jest tak mało, że z pełnymi płucami nie mogę się ruszyć. Wykorzystuję więc wcześniej opracowaną metodę i walczę z potrzebą wciągnięcia powietrza.
Wydostaję się z tunelu i ruszam w stronę lasu. Dzisiaj nazbieram jakiś roślin, by mieć na czym spać, jutro poszukam moich skarbów. Kieruję uszy na przemian do tyłu i do przodu. Idę swobodnym, rozluźnionym krokiem. Wyłapuję jakiś dźwięk. Łapy. Próbuję zlokalizować cel. Mam napięte wszystkie zmysły. Siłą woli zmuszam ciało do rozluźnienia się, uspokajam oddech. Idę kilka metrów do przodu i już go widzę. Królik. Zauważa mnie i biegnie w stronę wielkiego głazu. Zahacza tylną łapą o korzenie tracąc dwie cenne sekundy.
Jego strata to mój zysk.
Obliczam dzielącą nas odległość i prawdopodobieństwo, że uda mu się uciec. Ale wystarczy rzut oka, by wiedzieć, że jego szansy są niewielkie. Królik jest przerażony i potyka się w biegu.
Podejmuję decyzję.
Napinam mięśnie łap i skaczę. Natrafiam pyskiem na szyję i przegryzam ją. Słyszę urwany pisk. Ze zdobyczą w pysku kieruję się z powrotem na terytorium stada. Ostatni raz widziałam Korę na polanie w lesie. Kiedy tam idę, napotykam Florett. Zatrzymuję ją.
- Gdzie jest spiżarnia? - pytam.
Wskazuję mi drogę i znika w krzakach. Idę we skazanym kierunku. W spiżarni obdzieram królika ze skóry, a mięso owijam w liście. Dzięki temu nie zepsuje się tak szybko.
W przeciągu kolejnych dwóch godzin biegam po lesie i szukam mchu i innych tego typu roślin. Udaje mi się upolować dwie myszy, które zjadam.
Pod wieczór biorę zebrane rośliny w pysk, narzucam sobie skórę królika na grzbiet i idę do legowiska stada. W komorze układam posłanie i czekam na Korę. Nie było jej tu, gdy przyszedłem. Może wybrała się na polowanie, tak jak ja?
<Kora?>
Kora Cd Mew
Nie masz rodziny tak?Przyszedłeś tu z miasta,przed chwilą polowałeś na...Ptaka zgadza się?On odpowiedział:Ta-ak,skąd wiesz?Domyślam się odpowiedziałam,widzę to po tobie-zaśmiałam się.Czyli podobno chcesz dołączyć hm?Nie zwlekając na odpowiedź,zrobiłam jak z Florett-podgryzłam go w ogon-czego samiec się nie spodziewał-i zachęciłam do zabawy.Biegaliśmy po całym terenie,oprowadziłam go z miłą chęcią.Poszliśmy na klif.Łał-odpowiedział zmęczony lecz zadowolony.Mew wiedział już co i jak na temat terytorium.Pomyślałam że on bardzo przypomina mi mojego brata...Zaczęłam rozmowę-podoba Ci się tu?-Tak,jest tu bardzo ładnie-odpowiedział troszkę,jakby niezręcznie.Ja liznęłam go czule w nosek,po czym zeskoczyłam z klifu.Ej Kora!Co ty-Zaśmiał się w głos i ujrzał rozśmieszoną do płaczu lisicę miotającą się w piasku.No skacz!-krzyknęła a ja bez wahania skoczyłem.Było ekstra!-Bawiliśmy się w oceanie,biegaliśmy po lesie jak upici,minęły ok 2 godziny.Zaczęliśmy się bawić na łące,skakać i szaleć.Jak młode lisy.Poczułam że to ten jedyny...Zapytałam go-chcesz spać z nami czy gdzie indziej?-
<Mew?>
Mew Cd Kora
Tkwię w ciszy i mroku, gdzie nie przeszkadza mi żadna istota ani myśl. Ze wszystkich stron otacza mnie ciemność. Nic nie widzę. Po kilku chwilach spędzenia czasu pod wodą , zaczynają mnie palić płuca, domagając się powietrza. Niech mnie palą. Ból nie jest zły.
Odbijam się łapami od dna i płynę w górę. Gdy jestem nad powierzchnią wciągam powietrze przez nos. Wychodzę na brzeg i pobieżnie się otrzepuję. Na trawie leżą resztki mojej kolacji. Konkretnie kości. Lubię się nimi bawić. Kładę się i przez chwilę przewracam miedzy łapami kręgosłup ptaka. Wylizuję czaszkę do czysta. Układam kostki w symbol klatki. Zawsze tak robię. Mój znak rozpoznawczy.
Spinam mięśnie, gdyż słyszę jakiś podejrzany szelest. Potrzebuję siedmiu sekund. Jednej by się odwrócić, jednej na skok, trzech na lot w powietrzu i dwóch na odnalezienie tętnicy szyjnej śledzącego mnie zwierzęcia i przegryzienia jej. Udaję jednak, że nic nie słyszę i zaczynam układać piórka ptaka wokół kości, by kompozycja była bardziej kolorowa.
Ktokolwiek czai się dwa metry za mną, jest zdenerwowany i spięty. Wacha się. Nie chce atakować. Gdy wstaje, słyszę jak ociera się o jakieś liście. Brak mu samokontroli. Ponoszą go emocje. Podejmuje decyzje i zaczyna się skradać. Chyba nie chce bym mu uciekł.
Skacze. Słysze szelest łap odbijających się od podłoża. Siedem sekund. Wykorzystuję tylko pięć. Patrzę prosto w oczy lisa, którego przyszpiliłem do ziemi. Analizuję. Widzę jej strach, czuje spinające się mięśnie. Szczerzy zęby i próbuje się uwolnić. Nie zwalniam uścisku.
- Czego chcesz? - pytam. Mój głos jest zaciekawiony, nieagresywny, ale obojętny.
- Niczego. Wybrałam się na polowanie.
- Zdaje mi się, że porwałaś się na zbyt dużą zwierzynę - parskam śmiechem.
- Mógłbyś mnie puścić? - Peszy się na moje ostatnie zdanie.
Schodzę z niej i siadam przed podnoszącą się z ziemi samicą.
- Chciałam ci powiedzieć, że znajdujesz się na terenie naszego stada. - chrząka i otrzepuje futro z ziemi. Czeka na odpowiedź. Nie dostaje jej. Ja tylko słucham. Rzuca mi przelotne spojrzenie i mówi dalej - Chyba... chyba będzie najlepiej, jak cię zaprowadzę do Alfy. - Rusza z miejsca i dopiero po kilku krokach orientuje się, że nie mam zamiaru nigdzie iść. - Chodź ze mną. Musze cię do niej zaprowadzić.
Wzruszam barkami i wstaje. Samica odwraca się do mnie tyłem i nawet nie wie, że naraża się na niebezpieczeństwo. Atak spoza pola widzenia zawsze jest najskuteczniejszy. Zanim by się zorientowała, co się dzieje, byłoby za późno.
- Kto to jest? - pytam.
Lisica ogląda się. Utrzymuję się w odpowiedniej odległości ponad metra. Nic nie powinno wzbudzić w niej niepokoju.
- Nasza Alfa? Nazywa się Kora. Przewodzi nam.
- Ile was jest?
- Tylko ja i ona. - Znów się odwraca i narzuca szybsze tempo. Nie jest dla mnie zagrożeniem. Tylko gada.
Zagłębiamy się w las. Po kilku minutach wędrówki widzę już jakieś legowiska. Ostatnia szansa, by ją o coś zapytać. Wykorzystuję ją.
- Jak brzmi twoja godność? - zrównuję z nią krok.
- Godność? - patrzy na mnie nierozumiejącym wzrokiem.
- Imię - wyjaśniam.
- Florett. A ty jak się nazywasz?
- Ładnie.
- Dzięki - lekko się rumieni.
Cisza trwa już trochę długo, więc pytam:
- To chyba ona, tak? - wskazuję łapą srebrzysto-czarną lisicę.
- Tak, to ona. Chodźmy. - podbiega do lisicy i coś jej żywiołowo tłumaczy. Ja się tak nie spieszę. Gdy jestem już blisko, słyszę koniec historii Flor.
- ...więc go tu przyprowadziłem, może zostanie w naszym stadzie, co o tym myślisz Koro?
- Myślę, że na razie powinnaś wrócić do przerwanego polowania. Porozmawiam z tym lisem. - Patrzy na mnie. Widzę zaciśnięte zęby, mięśnie gotowe by zareagować. Nie jest pewna mojego zachowania. Widzę to w jej oczach. Jest podejrzliwa. Podchodzę bliżej.
- Więc wszedłeś na terytorium stada, tak? - pyta mnie Kora. - Jestem Kora, przywódczyni tego stada...
- Wiem. Florett mi o tym powiedziała.
Uśmiecham się swoim uśmiechem dla nieznajomych, którzy jeszcze nie wiedzą, kim jestem.
- Jaki był cel twojego wtargnięcia? - pyta lisica, przyglądając mi się przenikliwie.
- Chciałem zapolować.
Kora przygląda mi się uważnie, po czym pyta:
<Dokończysz Koro?>
Floret Cd Kora
Spojrzałam dziwnie na srebrną lisicę.
- A właśnie, jak masz na imię?
- Kora. A teraz już śpij.
Szczerze nic z tego nie rozumiałam...czyli że jestem w stadzie tak? No w sumie fajnie ale...bez Kelii...to nie to samo...tęskniłam za siostrą...położyłam się w pierwszym lepszym kącie i zasnęłam. Obudziłam się bardzo wczesnym rankiem, było już całkiem widno, ale bardzo wcześnie, czwarta-piąta rano tak na oko...wymknęłam się niezauważalnie i pobiegłam. Usiadłam na pierwszym napotkanym wzgórzu i patrzyłam w gwiazdy. Wtem usłyszałam za sobą kroki i głos Kory.
<Kora? Wena mnie opuściła ;-; >
|Florett?|
Założenia stada Cd Kora
Od czasu, gdy byłem małym liskiem jeszcze nigdy nie bawiłem się tak dobrze. Dopadło nas szaleństwo. Skakaliśmy, biegaliśmy, chlapaliśmy nawzajem w siebie wodą z oceanu, śmialiśmy się... Poza lasem nie miałem żadnych przyjaciół. Nawet znajomych. Byłem sam, nie znając nikogo i muszący radzić sobie sam z psami pragnącymi mnie zabić, kotami, z którymi walczyłem o jedzenie ze śmietnika, o terytorium i wiele innych rzeczy. Czasem nawet życie. Zupełnie zapomniałem jak to jest być młodym, bo jakby nie patrzeć miałem na karku już pięć zim. Dopiero po chwili zarejestrowałem, że o coś pytała.
- Przepraszam... Możesz powtórzyć? Zamyśliłem się.
- Pytałam, czy chcesz spać z nami w jaskini, czy gdzieś indziej. - Wyjaśniła. Skierowaliśmy się już w stronę legowiska.
- Mam wykopaną norę... Niedaleko miasta. Jest tam kilka rzeczy, które chciałbym ze sobą zabrać. Może wziąłbym je i przyszedł tutaj? - Zapytałem, właściwie sam siebie.
- Och... Oczywiście, nie pomyślałam, że masz jakieś swoje przedmioty. Jasne, pójdź po nie. Ale nadal nie odpowiedziałeś na moje pytanie...
- Nie wiem, czy bym wam nie przeszkadzał... - zacząłem nieśmiało.
Roześmiała się. Był to czysty, ale nie piskliwy dźwięk. Ładnie się śmiała.
- No co ty. Przecież jesteśmy jednym stadem, prawda?
Uśmiechnąłem się do niej z wdzięcznością.
- Prawda. to ja teraz szybko pobiegnę i zaraz wracam.
- Do zobaczenia. Będę w jaskini - posłała mi uśmiech i już zniknęła w krzakach.
***
Kieruję się w stronę mojego legowiska. Prowadzi do niego skalny tunel, który z czasem się zwęża. Po dwóch minutach wędrówki muszę się schylać i przeciskać gdzieniegdzie w wąskim przesmyku. Idę do przodu.
Wypuszczam powietrze i szybko czołgam się na brzuchu. Gdybym tego nie zrobił raczej bym się nie zmieścił. Zaczyna mi brakować powietrza, ale już po kilku sekundach tunel gwałtownie się rozszerza i wpadam do owalnej komnaty skalnej. Wewnątrz nie ma nic, tylko goła skała. Jaskinia ma powierzchnię mniej więcej metra kwadratowego. Tyle mi wystarcza. Rozglądam się i przypominam sobie, że przecież wszystkie moje rzeczy wyniosłem na lato i zakopałem gdzieś w pobliżu. Problem polega, na tym, że nie wiem gdzie. Wzdycham i z powrotem wciskam się w wąski tunel. Próbuję normalnie oddychać, ale miejsca jest tak mało, że z pełnymi płucami nie mogę się ruszyć. Wykorzystuję więc wcześniej opracowaną metodę i walczę z potrzebą wciągnięcia powietrza.
Wydostaję się z tunelu i ruszam w stronę lasu. Dzisiaj nazbieram jakiś roślin, by mieć na czym spać, jutro poszukam moich skarbów. Kieruję uszy na przemian do tyłu i do przodu. Idę swobodnym, rozluźnionym krokiem. Wyłapuję jakiś dźwięk. Łapy. Próbuję zlokalizować cel. Mam napięte wszystkie zmysły. Siłą woli zmuszam ciało do rozluźnienia się, uspokajam oddech. Idę kilka metrów do przodu i już go widzę. Królik. Zauważa mnie i biegnie w stronę wielkiego głazu. Zahacza tylną łapą o korzenie tracąc dwie cenne sekundy.
Jego strata to mój zysk.
Obliczam dzielącą nas odległość i prawdopodobieństwo, że uda mu się uciec. Ale wystarczy rzut oka, by wiedzieć, że jego szansy są niewielkie. Królik jest przerażony i potyka się w biegu.
Podejmuję decyzję.
Napinam mięśnie łap i skaczę. Natrafiam pyskiem na szyję i przegryzam ją. Słyszę urwany pisk. Ze zdobyczą w pysku kieruję się z powrotem na terytorium stada. Ostatni raz widziałam Korę na polanie w lesie. Kiedy tam idę, napotykam Florett. Zatrzymuję ją.
- Gdzie jest spiżarnia? - pytam.
Wskazuję mi drogę i znika w krzakach. Idę we skazanym kierunku. W spiżarni obdzieram królika ze skóry, a mięso owijam w liście. Dzięki temu nie zepsuje się tak szybko.
W przeciągu kolejnych dwóch godzin biegam po lesie i szukam mchu i innych tego typu roślin. Udaje mi się upolować dwie myszy, które zjadam.
Pod wieczór biorę zebrane rośliny w pysk, narzucam sobie skórę królika na grzbiet i idę do legowiska stada. W komorze układam posłanie i czekam na Korę. Nie było jej tu, gdy przyszedłem. Może wybrała się na polowanie, tak jak ja?
<Kora?>
Kora Cd Mew
Nie masz rodziny tak?Przyszedłeś tu z miasta,przed chwilą polowałeś na...Ptaka zgadza się?On odpowiedział:Ta-ak,skąd wiesz?Domyślam się odpowiedziałam,widzę to po tobie-zaśmiałam się.Czyli podobno chcesz dołączyć hm?Nie zwlekając na odpowiedź,zrobiłam jak z Florett-podgryzłam go w ogon-czego samiec się nie spodziewał-i zachęciłam do zabawy.Biegaliśmy po całym terenie,oprowadziłam go z miłą chęcią.Poszliśmy na klif.Łał-odpowiedział zmęczony lecz zadowolony.Mew wiedział już co i jak na temat terytorium.Pomyślałam że on bardzo przypomina mi mojego brata...Zaczęłam rozmowę-podoba Ci się tu?-Tak,jest tu bardzo ładnie-odpowiedział troszkę,jakby niezręcznie.Ja liznęłam go czule w nosek,po czym zeskoczyłam z klifu.Ej Kora!Co ty-Zaśmiał się w głos i ujrzał rozśmieszoną do płaczu lisicę miotającą się w piasku.No skacz!-krzyknęła a ja bez wahania skoczyłem.Było ekstra!-Bawiliśmy się w oceanie,biegaliśmy po lesie jak upici,minęły ok 2 godziny.Zaczęliśmy się bawić na łące,skakać i szaleć.Jak młode lisy.Poczułam że to ten jedyny...Zapytałam go-chcesz spać z nami czy gdzie indziej?-
<Mew?>
Mew Cd Kora
Tkwię w ciszy i mroku, gdzie nie przeszkadza mi żadna istota ani myśl. Ze wszystkich stron otacza mnie ciemność. Nic nie widzę. Po kilku chwilach spędzenia czasu pod wodą , zaczynają mnie palić płuca, domagając się powietrza. Niech mnie palą. Ból nie jest zły.
Odbijam się łapami od dna i płynę w górę. Gdy jestem nad powierzchnią wciągam powietrze przez nos. Wychodzę na brzeg i pobieżnie się otrzepuję. Na trawie leżą resztki mojej kolacji. Konkretnie kości. Lubię się nimi bawić. Kładę się i przez chwilę przewracam miedzy łapami kręgosłup ptaka. Wylizuję czaszkę do czysta. Układam kostki w symbol klatki. Zawsze tak robię. Mój znak rozpoznawczy.
Spinam mięśnie, gdyż słyszę jakiś podejrzany szelest. Potrzebuję siedmiu sekund. Jednej by się odwrócić, jednej na skok, trzech na lot w powietrzu i dwóch na odnalezienie tętnicy szyjnej śledzącego mnie zwierzęcia i przegryzienia jej. Udaję jednak, że nic nie słyszę i zaczynam układać piórka ptaka wokół kości, by kompozycja była bardziej kolorowa.
Ktokolwiek czai się dwa metry za mną, jest zdenerwowany i spięty. Wacha się. Nie chce atakować. Gdy wstaje, słyszę jak ociera się o jakieś liście. Brak mu samokontroli. Ponoszą go emocje. Podejmuje decyzje i zaczyna się skradać. Chyba nie chce bym mu uciekł.
Skacze. Słysze szelest łap odbijających się od podłoża. Siedem sekund. Wykorzystuję tylko pięć. Patrzę prosto w oczy lisa, którego przyszpiliłem do ziemi. Analizuję. Widzę jej strach, czuje spinające się mięśnie. Szczerzy zęby i próbuje się uwolnić. Nie zwalniam uścisku.
- Czego chcesz? - pytam. Mój głos jest zaciekawiony, nieagresywny, ale obojętny.
- Niczego. Wybrałam się na polowanie.
- Zdaje mi się, że porwałaś się na zbyt dużą zwierzynę - parskam śmiechem.
- Mógłbyś mnie puścić? - Peszy się na moje ostatnie zdanie.
Schodzę z niej i siadam przed podnoszącą się z ziemi samicą.
- Chciałam ci powiedzieć, że znajdujesz się na terenie naszego stada. - chrząka i otrzepuje futro z ziemi. Czeka na odpowiedź. Nie dostaje jej. Ja tylko słucham. Rzuca mi przelotne spojrzenie i mówi dalej - Chyba... chyba będzie najlepiej, jak cię zaprowadzę do Alfy. - Rusza z miejsca i dopiero po kilku krokach orientuje się, że nie mam zamiaru nigdzie iść. - Chodź ze mną. Musze cię do niej zaprowadzić.
Wzruszam barkami i wstaje. Samica odwraca się do mnie tyłem i nawet nie wie, że naraża się na niebezpieczeństwo. Atak spoza pola widzenia zawsze jest najskuteczniejszy. Zanim by się zorientowała, co się dzieje, byłoby za późno.
- Kto to jest? - pytam.
Lisica ogląda się. Utrzymuję się w odpowiedniej odległości ponad metra. Nic nie powinno wzbudzić w niej niepokoju.
- Nasza Alfa? Nazywa się Kora. Przewodzi nam.
- Ile was jest?
- Tylko ja i ona. - Znów się odwraca i narzuca szybsze tempo. Nie jest dla mnie zagrożeniem. Tylko gada.
Zagłębiamy się w las. Po kilku minutach wędrówki widzę już jakieś legowiska. Ostatnia szansa, by ją o coś zapytać. Wykorzystuję ją.
- Jak brzmi twoja godność? - zrównuję z nią krok.
- Godność? - patrzy na mnie nierozumiejącym wzrokiem.
- Imię - wyjaśniam.
- Florett. A ty jak się nazywasz?
- Ładnie.
- Dzięki - lekko się rumieni.
Cisza trwa już trochę długo, więc pytam:
- To chyba ona, tak? - wskazuję łapą srebrzysto-czarną lisicę.
- Tak, to ona. Chodźmy. - podbiega do lisicy i coś jej żywiołowo tłumaczy. Ja się tak nie spieszę. Gdy jestem już blisko, słyszę koniec historii Flor.
- ...więc go tu przyprowadziłem, może zostanie w naszym stadzie, co o tym myślisz Koro?
- Myślę, że na razie powinnaś wrócić do przerwanego polowania. Porozmawiam z tym lisem. - Patrzy na mnie. Widzę zaciśnięte zęby, mięśnie gotowe by zareagować. Nie jest pewna mojego zachowania. Widzę to w jej oczach. Jest podejrzliwa. Podchodzę bliżej.
- Więc wszedłeś na terytorium stada, tak? - pyta mnie Kora. - Jestem Kora, przywódczyni tego stada...
- Wiem. Florett mi o tym powiedziała.
Uśmiecham się swoim uśmiechem dla nieznajomych, którzy jeszcze nie wiedzą, kim jestem.
- Jaki był cel twojego wtargnięcia? - pyta lisica, przyglądając mi się przenikliwie.
- Chciałem zapolować.
Kora przygląda mi się uważnie, po czym pyta:
<Dokończysz Koro?>
Floret Cd Kora
Spojrzałam dziwnie na srebrną lisicę.
- A właśnie, jak masz na imię?
- Kora. A teraz już śpij.
Szczerze nic z tego nie rozumiałam...czyli że jestem w stadzie tak? No w sumie fajnie ale...bez Kelii...to nie to samo...tęskniłam za siostrą...położyłam się w pierwszym lepszym kącie i zasnęłam. Obudziłam się bardzo wczesnym rankiem, było już całkiem widno, ale bardzo wcześnie, czwarta-piąta rano tak na oko...wymknęłam się niezauważalnie i pobiegłam. Usiadłam na pierwszym napotkanym wzgórzu i patrzyłam w gwiazdy. Wtem usłyszałam za sobą kroki i głos Kory.
<Kora? Wena mnie opuściła ;-; >
Kora Cd Florett
Zaczęłam machać ogonkiem.Kim jesteś?-zapytałam zaciekawiona.Mam na imię Florett-odpowiedziała tajemnicza lisica.Zaczęłam "wykrywać" woń padliny.To bażant,dojrzał,samica tak?Mówiłam na głos.Powęszyłam trochę i znalazłam na szybko zakopanego,martwego ptaka.Szybka jesteś,to mówiąc podgryzłam lekko jej ogon,chwyciłam ptaka i uciekałam.Ona mnie goniła a ja w głębi dusz byłam zadowolona z efektu.Poprowadziłam ją do zakola.Nie musisz już się męczyć polowaniem,i wskazałam jej kotłujące się łososie.Zaniosłam padlinę do jaskini i zasypałam ziemią oraz przykryłam kamieniem.Rzekłam-tu śpimy...
Florett?
Od Florett C.D Kora
Zaczęłam machać ogonkiem.Kim jesteś?-zapytałam zaciekawiona.Mam na imię Florett-odpowiedziała tajemnicza lisica.Zaczęłam "wykrywać" woń padliny.To bażant,dojrzał,samica tak?Mówiłam na głos.Powęszyłam trochę i znalazłam na szybko zakopanego,martwego ptaka.Szybka jesteś,to mówiąc podgryzłam lekko jej ogon,chwyciłam ptaka i uciekałam.Ona mnie goniła a ja w głębi dusz byłam zadowolona z efektu.Poprowadziłam ją do zakola.Nie musisz już się męczyć polowaniem,i wskazałam jej kotłujące się łososie.Zaniosłam padlinę do jaskini i zasypałam ziemią oraz przykryłam kamieniem.Rzekłam-tu śpimy...
Florett?
Od Florett C.D Kora
Skradałam się po tropie bażanta. Przemykał gdzieś w trawie. Wypatrzyłam ptaka. Zaczaiłam się i jednym zwinnym ruchem uśmierciłam. Wtedy wyczułam jakiś dziwny zapach...jakby obcy lis. Lisica zmierzała w moją stronę. Pośpiesznie zakopałam upolowanego ptaka widząc nadchodzącą rudą samicę. Podeszła nieco bliżej. Patrzyłyśmy sobie w oczy kilka minut, kiedy w końcu się odezwała.
< Kora, dokończysz? Wybacz że krótkie ;-; >
wyprawa Cd Kora
Biegałam po plaży,oglądałam delfiny-zapowiadała się piękna pogoda.Wyruszyłam w stronę miasta.Zauważyłam parkę zajęcy,ale wolałam biec dalej na spotkanie z ludzkimi przyjaciółmi.Zaczęłam szczekać przy bramie gdzie zauważyła mnie jakaś dziewczynka ok 6-7 lat.Podbiegłam do niej i przytuliłam.Jej rodzice również zauważyli sławną w kraju lisice srebrzystą.Okrążyły mnie tłumy fanów o mój kumpel Matt.Cóż to było za spotkanie!Zostałam oczywiście poczęstowana różnymi smakołykami dla kotów.Po około 15 zmyłam się z zoo do lasu.Zaczęłam się skradać na zajączka pasącego się na słońcu.Już miałam skoczyć ale poczułam jakiś dziwny zapach,jakby-ja-jakby 2 lisa?!Zaczęłam biec po tropie...|Florett?|
Założenia stada Cd Kora
Biegłam i nic mnie nie obchodziło.Znalazłam jakieś polany,lasy,góry,jeziora.Zawsze marzyłam o własnym stadzie.Gdyby nie to uśpienie i wywiezienie kilka dni drogi od przyjaciół,rodziny-wróciłabym tam.Ale cóż-jestem dorosła,przejęłabym stado ale nie dam rady wrócić.Poza tym pewnie mój ojciec by się nie zgodził ponieważ byłam dotykana prze ludzi.Kora!-Pozbieraj się!Załóż stado,bądź Alfom!-Podpowiadała mi moja dzika dusza.Tereny są.Teraz jeszcze pożywienie i siedziba ehh...Zaczęłam biegać po łąkach,szukać zajęcy,bażantów saren i innego pożywienia.Nagle wpadłam do wody a tam!Moc ryb!Dosłownie,byłam zaskoczona.Pewnie było to stare zakole rzeki które nie wysycha-no cóż,ostatnio dużo padało.Jest lato więc pewnie wracały znad...Jeziora!Jezioro też tu jest??Byłam uradowany,czułam że jestem najszczęśliwszym lisem na świecie.Zaczęłam biegać dookoła zakola z rybami aby poszukać rzeki,która prowadzi do,do,d-d-d-o morza i jeziora!To było zbyt proste!Znalazłam jedno i drugie.Zaczęłam szukać jakiś jaskiń i ogólnie schroni
enia.Zasnęłam bardzo dumna oraz szczęśliwa...