Ogłoszenia

  • -Samiec Alfa poszukiwany!
  • -Szukamy uczestników

niedziela, 12 lipca 2015

Założenie stada

Mew Cd Kora
Od czasu, gdy byłem małym liskiem jeszcze nigdy nie bawiłem się tak dobrze. Dopadło nas szaleństwo. Skakaliśmy, biegaliśmy, chlapaliśmy nawzajem w siebie wodą z oceanu, śmialiśmy się... Poza lasem nie miałem żadnych przyjaciół. Nawet znajomych. Byłem sam, nie znając nikogo i muszący radzić sobie sam z psami pragnącymi mnie zabić, kotami, z którymi walczyłem o jedzenie ze śmietnika, o terytorium i wiele innych rzeczy. Czasem nawet życie. Zupełnie zapomniałem jak to jest być młodym, bo jakby nie patrzeć miałem na karku już pięć zim. Dopiero po chwili zarejestrowałem, że o coś pytała. 
- Przepraszam... Możesz powtórzyć? Zamyśliłem się. 
- Pytałam, czy chcesz spać z nami w jaskini, czy gdzieś indziej. - Wyjaśniła. Skierowaliśmy się już w stronę legowiska. 
- Mam wykopaną norę... Niedaleko miasta. Jest tam kilka rzeczy, które chciałbym ze sobą zabrać. Może wziąłbym je i przyszedł tutaj? - Zapytałem, właściwie sam siebie. 
- Och... Oczywiście, nie pomyślałam, że masz jakieś swoje przedmioty. Jasne, pójdź po nie. Ale nadal nie odpowiedziałeś na moje pytanie... 
- Nie wiem, czy bym wam nie przeszkadzał... - zacząłem nieśmiało. 
Roześmiała się. Był to czysty, ale nie piskliwy dźwięk. Ładnie się śmiała. 
- No co ty. Przecież jesteśmy jednym stadem, prawda? 
Uśmiechnąłem się do niej z wdzięcznością. 
- Prawda. to ja teraz szybko pobiegnę i zaraz wracam. 
- Do zobaczenia. Będę w jaskini - posłała mi uśmiech i już zniknęła w krzakach. 
*** 
Kieruję się w stronę mojego legowiska. Prowadzi do niego skalny tunel, który z czasem się zwęża. Po dwóch minutach wędrówki muszę się schylać i przeciskać gdzieniegdzie w wąskim przesmyku. Idę do przodu. 
Wypuszczam powietrze i szybko czołgam się na brzuchu. Gdybym tego nie zrobił raczej bym się nie zmieścił. Zaczyna mi brakować powietrza, ale już po kilku sekundach tunel gwałtownie się rozszerza i wpadam do owalnej komnaty skalnej. Wewnątrz nie ma nic, tylko goła skała. Jaskinia ma powierzchnię mniej więcej metra kwadratowego. Tyle mi wystarcza. Rozglądam się i przypominam sobie, że przecież wszystkie moje rzeczy wyniosłem na lato i zakopałem gdzieś w pobliżu. Problem polega, na tym, że nie wiem gdzie. Wzdycham i z powrotem wciskam się w wąski tunel. Próbuję normalnie oddychać, ale miejsca jest tak mało, że z pełnymi płucami nie mogę się ruszyć. Wykorzystuję więc wcześniej opracowaną metodę i walczę z potrzebą wciągnięcia powietrza. 
Wydostaję się z tunelu i ruszam w stronę lasu. Dzisiaj nazbieram jakiś roślin, by mieć na czym spać, jutro poszukam moich skarbów. Kieruję uszy na przemian do tyłu i do przodu. Idę swobodnym, rozluźnionym krokiem. Wyłapuję jakiś dźwięk. Łapy. Próbuję zlokalizować cel. Mam napięte wszystkie zmysły. Siłą woli zmuszam ciało do rozluźnienia się, uspokajam oddech. Idę kilka metrów do przodu i już go widzę. Królik. Zauważa mnie i biegnie w stronę wielkiego głazu. Zahacza tylną łapą o korzenie tracąc dwie cenne sekundy. 
Jego strata to mój zysk. 
Obliczam dzielącą nas odległość i prawdopodobieństwo, że uda mu się uciec. Ale wystarczy rzut oka, by wiedzieć, że jego szansy są niewielkie. Królik jest przerażony i potyka się w biegu. 
Podejmuję decyzję. 
Napinam mięśnie łap i skaczę. Natrafiam pyskiem na szyję i przegryzam ją. Słyszę urwany pisk. Ze zdobyczą w pysku kieruję się z powrotem na terytorium stada. Ostatni raz widziałam Korę na polanie w lesie. Kiedy tam idę, napotykam Florett. Zatrzymuję ją. 
- Gdzie jest spiżarnia? - pytam. 
Wskazuję mi drogę i znika w krzakach. Idę we skazanym kierunku. W spiżarni obdzieram królika ze skóry, a mięso owijam w liście. Dzięki temu nie zepsuje się tak szybko. 
W przeciągu kolejnych dwóch godzin biegam po lesie i szukam mchu i innych tego typu roślin. Udaje mi się upolować dwie myszy, które zjadam. 
Pod wieczór biorę zebrane rośliny w pysk, narzucam sobie skórę królika na grzbiet i idę do legowiska stada. W komorze układam posłanie i czekam na Korę. Nie było jej tu, gdy przyszedłem. Może wybrała się na polowanie, tak jak ja? 


<Kora?>

Kora Cd Mew
Nie masz rodziny tak?Przyszedłeś tu z miasta,przed chwilą polowałeś na...Ptaka zgadza się?On odpowiedział:Ta-ak,skąd wiesz?Domyślam się odpowiedziałam,widzę to po tobie-zaśmiałam się.Czyli podobno chcesz dołączyć hm?Nie zwlekając na odpowiedź,zrobiłam jak z Florett-podgryzłam go w ogon-czego samiec się nie spodziewał-i zachęciłam do zabawy.Biegaliśmy po całym terenie,oprowadziłam go z miłą chęcią.Poszliśmy na klif.Łał-odpowiedział zmęczony lecz zadowolony.Mew wiedział już co i jak na temat terytorium.Pomyślałam że on bardzo przypomina mi mojego brata...Zaczęłam rozmowę-podoba Ci się tu?-Tak,jest tu bardzo ładnie-odpowiedział troszkę,jakby niezręcznie.Ja liznęłam go czule w nosek,po czym zeskoczyłam z klifu.Ej Kora!Co ty-Zaśmiał się w głos i ujrzał rozśmieszoną do płaczu lisicę miotającą się w piasku.No skacz!-krzyknęła a ja bez wahania skoczyłem.Było ekstra!-Bawiliśmy się w oceanie,biegaliśmy po lesie jak upici,minęły ok 2 godziny.Zaczęliśmy się bawić na łące,skakać i szaleć.Jak młode lisy.Poczułam że to ten jedyny...Zapytałam go-chcesz spać z nami czy gdzie indziej?-
<Mew?>

Mew Cd Kora
Tkwię w ciszy i mroku, gdzie nie przeszkadza mi żadna istota ani myśl. Ze wszystkich stron otacza mnie ciemność. Nic nie widzę. Po kilku chwilach spędzenia czasu pod wodą , zaczynają mnie palić płuca, domagając się powietrza. Niech mnie palą. Ból nie jest zły. 
Odbijam się łapami od dna i płynę w górę. Gdy jestem nad powierzchnią wciągam powietrze przez nos. Wychodzę na brzeg i pobieżnie się otrzepuję. Na trawie leżą resztki mojej kolacji. Konkretnie kości. Lubię się nimi bawić. Kładę się i przez chwilę przewracam miedzy łapami kręgosłup ptaka. Wylizuję czaszkę do czysta. Układam kostki w symbol klatki. Zawsze tak robię. Mój znak rozpoznawczy. 
Spinam mięśnie, gdyż słyszę jakiś podejrzany szelest. Potrzebuję siedmiu sekund. Jednej by się odwrócić, jednej na skok, trzech na lot w powietrzu i dwóch na odnalezienie tętnicy szyjnej śledzącego mnie zwierzęcia i przegryzienia jej. Udaję jednak, że nic nie słyszę i zaczynam układać piórka ptaka wokół kości, by kompozycja była bardziej kolorowa. 
Ktokolwiek czai się dwa metry za mną, jest zdenerwowany i spięty. Wacha się. Nie chce atakować. Gdy wstaje, słyszę jak ociera się o jakieś liście. Brak mu samokontroli. Ponoszą go emocje. Podejmuje decyzje i zaczyna się skradać. Chyba nie chce bym mu uciekł. 
Skacze. Słysze szelest łap odbijających się od podłoża. Siedem sekund. Wykorzystuję tylko pięć. Patrzę prosto w oczy lisa, którego przyszpiliłem do ziemi. Analizuję. Widzę jej strach, czuje spinające się mięśnie. Szczerzy zęby i próbuje się uwolnić. Nie zwalniam uścisku. 
- Czego chcesz? - pytam. Mój głos jest zaciekawiony, nieagresywny, ale obojętny. 
- Niczego. Wybrałam się na polowanie. 
- Zdaje mi się, że porwałaś się na zbyt dużą zwierzynę - parskam śmiechem. 
- Mógłbyś mnie puścić? - Peszy się na moje ostatnie zdanie. 
Schodzę z niej i siadam przed podnoszącą się z ziemi samicą. 
- Chciałam ci powiedzieć, że znajdujesz się na terenie naszego stada. - chrząka i otrzepuje futro z ziemi. Czeka na odpowiedź. Nie dostaje jej. Ja tylko słucham. Rzuca mi przelotne spojrzenie i mówi dalej - Chyba... chyba będzie najlepiej, jak cię zaprowadzę do Alfy. - Rusza z miejsca i dopiero po kilku krokach orientuje się, że nie mam zamiaru nigdzie iść. - Chodź ze mną. Musze cię do niej zaprowadzić. 
Wzruszam barkami i wstaje. Samica odwraca się do mnie tyłem i nawet nie wie, że naraża się na niebezpieczeństwo. Atak spoza pola widzenia zawsze jest najskuteczniejszy. Zanim by się zorientowała, co się dzieje, byłoby za późno. 
- Kto to jest? - pytam. 
Lisica ogląda się. Utrzymuję się w odpowiedniej odległości ponad metra. Nic nie powinno wzbudzić w niej niepokoju. 
- Nasza Alfa? Nazywa się Kora. Przewodzi nam. 
- Ile was jest? 
- Tylko ja i ona. - Znów się odwraca i narzuca szybsze tempo. Nie jest dla mnie zagrożeniem. Tylko gada. 
Zagłębiamy się w las. Po kilku minutach wędrówki widzę już jakieś legowiska. Ostatnia szansa, by ją o coś zapytać. Wykorzystuję ją. 
- Jak brzmi twoja godność? - zrównuję z nią krok. 
- Godność? - patrzy na mnie nierozumiejącym wzrokiem. 
- Imię - wyjaśniam. 
- Florett. A ty jak się nazywasz? 
- Ładnie. 
- Dzięki - lekko się rumieni. 
Cisza trwa już trochę długo, więc pytam: 
- To chyba ona, tak? - wskazuję łapą srebrzysto-czarną lisicę. 
- Tak, to ona. Chodźmy. - podbiega do lisicy i coś jej żywiołowo tłumaczy. Ja się tak nie spieszę. Gdy jestem już blisko, słyszę koniec historii Flor. 
- ...więc go tu przyprowadziłem, może zostanie w naszym stadzie, co o tym myślisz Koro? 
- Myślę, że na razie powinnaś wrócić do przerwanego polowania. Porozmawiam z tym lisem. - Patrzy na mnie. Widzę zaciśnięte zęby, mięśnie gotowe by zareagować. Nie jest pewna mojego zachowania. Widzę to w jej oczach. Jest podejrzliwa. Podchodzę bliżej. 
- Więc wszedłeś na terytorium stada, tak? - pyta mnie Kora. - Jestem Kora, przywódczyni tego stada... 
- Wiem. Florett mi o tym powiedziała. 
Uśmiecham się swoim uśmiechem dla nieznajomych, którzy jeszcze nie wiedzą, kim jestem. 
- Jaki był cel twojego wtargnięcia? - pyta lisica, przyglądając mi się przenikliwie. 
- Chciałem zapolować. 
Kora przygląda mi się uważnie, po czym pyta: 


<Dokończysz Koro?> 

Floret Cd Kora
Spojrzałam dziwnie na srebrną lisicę. 
- A właśnie, jak masz na imię? 
- Kora. A teraz już śpij. 
Szczerze nic z tego nie rozumiałam...czyli że jestem w stadzie tak? No w sumie fajnie ale...bez Kelii...to nie to samo...tęskniłam za siostrą...położyłam się w pierwszym lepszym kącie i zasnęłam. Obudziłam się bardzo wczesnym rankiem, było już całkiem widno, ale bardzo wcześnie, czwarta-piąta rano tak na oko...wymknęłam się niezauważalnie i pobiegłam. Usiadłam na pierwszym napotkanym wzgórzu i patrzyłam w gwiazdy. Wtem usłyszałam za sobą kroki i głos Kory. 
<Kora? Wena mnie opuściła ;-; >


    Kora Cd Florett     
Zaczęłam machać ogonkiem.Kim jesteś?-zapytałam zaciekawiona.Mam na imię Florett-odpowiedziała tajemnicza lisica.Zaczęłam "wykrywać" woń padliny.To bażant,dojrzał,samica tak?Mówiłam na głos.Powęszyłam trochę i znalazłam na szybko zakopanego,martwego ptaka.Szybka jesteś,to mówiąc podgryzłam lekko jej ogon,chwyciłam ptaka i uciekałam.Ona mnie goniła a ja w głębi dusz byłam zadowolona z efektu.Poprowadziłam ją do zakola.Nie musisz już się męczyć polowaniem,i wskazałam jej kotłujące się łososie.Zaniosłam padlinę do jaskini i zasypałam ziemią oraz przykryłam kamieniem.Rzekłam-tu śpimy...
Florett?

Od Florett C.D Kora
Skradałam się po tropie bażanta. Przemykał gdzieś w trawie. Wypatrzyłam ptaka. Zaczaiłam się i jednym zwinnym ruchem uśmierciłam. Wtedy wyczułam jakiś dziwny zapach...jakby obcy lis. Lisica zmierzała w moją stronę. Pośpiesznie zakopałam upolowanego ptaka widząc nadchodzącą rudą samicę. Podeszła nieco bliżej. Patrzyłyśmy sobie w oczy kilka minut, kiedy w końcu się odezwała. 
< Kora, dokończysz? Wybacz że krótkie ;-; >

      wyprawa Cd Kora
Biegałam po plaży,oglądałam delfiny-zapowiadała się piękna pogoda.Wyruszyłam w stronę miasta.Zauważyłam parkę zajęcy,ale wolałam biec dalej na spotkanie z ludzkimi przyjaciółmi.Zaczęłam szczekać przy bramie gdzie zauważyła mnie jakaś dziewczynka ok 6-7 lat.Podbiegłam do niej i przytuliłam.Jej rodzice również zauważyli sławną w kraju lisice srebrzystą.Okrążyły mnie tłumy fanów o mój kumpel Matt.Cóż to było za spotkanie!Zostałam oczywiście poczęstowana różnymi smakołykami dla kotów.Po około 15 zmyłam się z zoo do lasu.Zaczęłam się skradać na zajączka pasącego się na słońcu.Już miałam skoczyć ale poczułam jakiś dziwny zapach,jakby-ja-jakby 2 lisa?!Zaczęłam biec po tropie...
|Florett?|

Założenia stada Cd Kora

Biegłam i nic mnie nie obchodziło.Znalazłam jakieś polany,lasy,góry,jeziora.Zawsze marzyłam o własnym stadzie.Gdyby nie to uśpienie i wywiezienie kilka dni drogi od przyjaciół,rodziny-wróciłabym tam.Ale cóż-jestem dorosła,przejęłabym stado ale nie dam rady wrócić.Poza tym pewnie mój ojciec by się nie zgodził ponieważ byłam dotykana prze ludzi.Kora!-Pozbieraj się!Załóż stado,bądź Alfom!-Podpowiadała mi moja dzika dusza.Tereny są.Teraz jeszcze pożywienie i siedziba ehh...Zaczęłam biegać po łąkach,szukać zajęcy,bażantów saren i innego pożywienia.Nagle wpadłam do wody a tam!Moc ryb!Dosłownie,byłam zaskoczona.Pewnie było to stare zakole rzeki które nie wysycha-no cóż,ostatnio dużo padało.Jest lato więc pewnie wracały znad...Jeziora!Jezioro też tu jest??Byłam uradowany,czułam że jestem najszczęśliwszym lisem na świecie.Zaczęłam biegać dookoła zakola z rybami aby poszukać rzeki,która prowadzi do,do,d-d-d-o morza i jeziora!To było zbyt proste!Znalazłam jedno i drugie.Zaczęłam szukać jakiś jaskiń i ogólnie schroni
enia.Zasnęłam bardzo dumna oraz szczęśliwa...